Niedziela
Przemyska 8 (361) 2001
Służyła
Bogu i ludziom
9 października b.r. w
kościele Opactwa PP. Benedyktynek w Przemyślu, odbył się
pogrzeb śp. s. Bogumiły Moszkowicz w którym uczestniczyło
kilkunastu kapłanów pod przewodnictwem bpa Bolesława
Taborskiego, Siostry Benedyktynki, rodzina i nieliczni
przedstawiciele parafii Św. Trójcy. Czym sobie zasłużyła ta
cicha, nieznana światu zakonnica, że Biskup, tylu kapłanów i
sióstr zakonnych brało udział w jej pogrzebie i odprowadziło
ją na cmentarz miejski przy ul. Słowackiego, do kwatery Opactwa
PP. Benedyktynek. To pytanie zadawał sobie kaznodzieja
pogrzebowy, ks. prałat Jan Wójtowicz, wielki przyjaciel
klasztoru. Próbował na to pytanie odpowiedzieć, przedstawiając
jej drogę życiową . A choć była ona niełatwa, to jednak
konsekwentna: zawsze służyć Bogu i ludziom.
S. Bogumiła (Weronika)
Moszkowicz, urodziła się w Gwizdowie, w r. 1915, z rodziców
Franciszka i Anieli z d. Mordias jako dziesiąte dziecko już po
śmierci swego ojca. Czasy były ciężkie, trwała bowiem już
od roku pierwsza wojna światowa. Niełatwo było wdowie podołać
trudom utrzymania i wychowania tak licznej gromadce dzieci.
Zapewne pomagali jej sąsiedzi i krewni, choć sami byli biedni,
ale właśnie tacy byli ludzie tej ziemi ubogiej spod Leżajska,
jak to podkreślił kaznodzieja. Siłę czerpali z głębokiej
wiary w Boga i u stóp Pani Leżajskiej w kościele OO. Bernardynów
gdzie często pieszo podążali. Do kościoła parafialnego w
Grodzisku też mieli daleko a w kapliczce w Gwizdowie istniejącej
dopiero od 1908 r. tylko czasami odprawiano mszę św. Śp. s.
Bogumiła bywała w niej często, jak tylko przyjeżdżał ze mszą
św. ksiądz z Grodziska. Pewnie też w niej przystąpiła do I
Komunii św., bo na pewno już od 1918 r. odbywały się w niej
uroczystości pierwszokomunijne (spotkałem w jednym domu w
Gwizdowie obrazek na pamiątkę I Komunii św. z napisem:
Franciszek Chmura przyjął I Komunię św. w kaplicy w
Gwizdowie, dnia 13 czerwca 1918 r.).
Po śmierci męża
Aniela Moszkowicz, prosta nieuczona kobieta, mimo biedy i wielu
trudności dobrze wypełniła swój obowiązek matki i
wychowawczyni. Świadczy o tym fakt, że najstarszy jej syn Jan
zdobył wyższe wykształcenie i jako kapitan Wojska Polskiego w
r. 1940 został zamordowany w Katyniu, a cztery córki poświęciły
się na służbę Bogu w zakonie PP. Benedyktynek. Dwie starsze,
Katarzyna i Julia, wstąpiły do klasztoru we Lwowie i przybrały
imiona zakonne: Stanisława i Teresa. W księdze ochrzczonych
Gwizdowa pod datą 15 września 1902 r., na marginesie aktu
chrztu Katarzyny, znalazłem zapisek, że 28. IV 1926 r. we
Lwowie, złożyła profesję zakonną jako s. Stanisława
benedyktynka. Po drugiej wojnie światowej obydwie, z całym
klasztorem lwowskim, musiały się ewakuować do Krzeszowa
Kamieniogórskiego, gdzie s. Stanisława zmarła w 1991 r., a s.
Teresa jeszcze żyje (ma już 92 lata).
Następne dwie: Zofia i
Weronika wstąpiły do klasztoru PP. Benedyktynek w Przemyślu,
ale nie w jednym czasie. Najpierw, jeszcze przed II wojną światową,
wstąpiła Zofia i przybrała imię zakonne Agnieszka (+ 1992).
Natomiast Weronika musiała jeszcze wiele lat czekać, zanim spełniło
się jej marzenie poświęcenia się Bogu w zakonie. Jej plany
bowiem najpierw pokrzyżował wybuch wojny, a potem, pod koniec
wojny, w maju 1943 r., w dniu kiedy okupant niemiecki pacyfikował
pobliską Żołynię rozstrzeliwując kilkunastu jej mieszkańców
(wspomina jej siostrzeniec Jan Moskal), zmarła na płuca starsza
jej siostra Salomea Skoczylas, osierocając trójkę małych
dzieci (najmłodsza Helenka miała trzy miesiące). Opowiadała
mi nieraz śp. s. Bogumiła, że musiała znowu odłożyć swoją
decyzję wstąpienia do zakonu, bo trzeba było zająć się
sierotami. Mówiła, że w lutym czy marcu, niedługo po
urodzeniu Helenki, chyba z racji jej chrztu, kiedy szła pieszo
do kościoła w Grodzisku, były roztopy i bardzo się umęczyła
i spociła, a w kościele było zimno i śmiertelnie się przeziębiła.
Dopiero w r. 1957, kiedy Helena skończyła szkołę podstawową,
a najstarszy Janek odsłużył wojsko, może zrealizować swoje
marzenia. Mając 42 lata, wstąpiła do klasztoru, w którym jako
s. Bogumiła przez dalsze 43 lata służyła wiernie Bogu. Można
powiedzieć, że połowę swego życia poświęciła służbie
drugim w świecie, zaś drugą połowę Bogu w zakonie. Ale tak
naprawdę, to całe swe życie poświęciła Bogu służąc
innym.
Obydwie interesowały się
życiem naszej parafii. Cieszyły się bardzo, gdy dowiedziały
się że w Gwizdowie powstaje parafia i buduje się kościół.
Modliły się i ofiarowały za nas swoje cierpienia. Kiedy je
odwiedzałem i namawiałem aby odwiedziły swoją rodzinna parafię
(chciałem je przywieźć i odwieźć), to nawet kiedy ich Matka
Ksieni do tego zachęcała i dawała przyzwolenie - nie chciały
opuścić klasztoru nawet na kilka godzin. Po dawnemu traktowały
swoje poświęcenie się Bogu. Jako klauzurowe siostry nie chciały
opuścić klasztoru. To też świadczy o ich samozaparciu. Tylko
z fotografii znały kościół w Gwizdowie o który przecież
kiedyś Weronika wraz z innymi mieszkańcami Gwizdowa tak bardzo
zabiegała.
Pamiętały też i o
mnie. Zawsze, na każde święta i imieniny, z dużym
wyprzedzeniem pisały do mnie życzenia zapewniając przy tym o
pamięci modlitewnej o mnie i całej parafii. Kiedy s. Bogumiła
już coraz bardziej opadała z sił sama nie mogła pisać,
dyktowała listy współsiostrze. Ostatni jej list z życzeniami
imieninowymi wskazywał na bliskość jej odejścia po nagrodę
do Pana, bo przecież naprawdę była miła Bogu.
Dziękuję Ci Siostro
Bogumiło, w imieniu swoim i parafian, zwłaszcza tych których
wychowałaś: Jana, Cecylii i Heleny, za Twe piękne życie, za
przykład poświęcenia się drugim, za twe modlitwy i
cierpienia. Ufam, że i teraz wypraszasz nam u Boga wiele łask.
ks.
Szymon Nosal
◄ Powrót
|